SPRAWD¬ NASZE CENY WYMIAN I REGULACJI! Zapraszamy do serwisu przy ulicy Mełgiewskiej 7/9 w Lublinie! TELEFONY: 0-601 247-206 lub 0(...)81 746-26-91

Wyprawa Nordkapp 2006, w której wzięli udział:
Jacek (BMW K1200LT) - organizator
Marek (Honda GL1800) Staryj Rokier
Marek (Ducati ST2) Marcus

Wszyscy w/w to członkowie Klubu Motocyklowego Prawników "Rajlawenpis"
Darek (Honda GL1800) Manuła - własciciel Darmotu.
Całosć na html z duuużym opóznieniem przerobił - Marcin (BMW K1100LT) też "Rajlawenpisiak"


No dobra, wypadło na mnie, więc piszę krótka relację z podjazdu grupy zwiadowczej (He, He...) Rajlawenpis na północny koniec Europy. (Marcus)
To prawda, na 4 motonitów, 3 to Rajlawenpisiacy. Ale oddajmy sprawiedliwosć wyprawa była też "Darmotowska", bo wszyscy czterej sa przyjaciółmi DARMOTU (jeden to nawet własciciel). Pora więc przedstawić uczestników: Marek (Staryj Rokier), Darek (Manuła), Marek (Marcus) i ja (Jacek). Piszę, bo na mnie też padło. Ale każdy podpisuje się pod swoim tekstem. Mój będzie na niebiesko.
W tej sytuacji niech będę zielony skoro jaJacek jest niebieski.(Staryj)


To my i prom do Karlskrony - nieco kalustofobicznie ale 'skol' na powodzenie wyprawy.

Zaczać trzeba chyba jednak od... ubiegłorocznej wyprawy na Gibraltar i do Maroka. To tam Staryj Rokier, Manuła i ja, rozwscieczeni panujacym upałem przyrzeklismy sobie, że następna wyprawa będzie do miłego chłodku. Padło więc na Nordkapp (dobrze, że nie na Grenlandię). Swoja droga to jakas choroba, w połowie wyjazdu planować już kolejny...
Nie rozumiem tego "dobrze, że nie na Grenlandię...", przecież tam mogło być tak pięęęknie. Jeszcze bardziej zimno i jeszcze bardziej mokro. Markus przewidujaco prał kolejne zmiany swoich ubrań (wiadomo ... kuferki w silencowym stucati cieniutkie) na wypadek gdyby do czterech włożonych już na siebie warstw miał dorzucić jeszcze ze dwie.
Nad trasa pracowalismy cała zimę: mapy, zdjęcia z internetu, maile do Norwegów. Zabawa była przednia.
Trasę wybralismy - jak się pózniej okazało - słusznie, następujaca: z Polonii do Szweda- gdzie już jedna grupa zwiadowcza bywała - promem, następnie do Duńczyka przez most Oresund - FANTASTYCZNY, bo najdłuższy w Europie (!!!),
Manułowe... ręce , które lecza... ratowały z opresji najpierw Polaków po zjechaniu z promu w Karlskronie - padła bateria w "Africe" i trzeba było umejętnie odpalić na pych, następnie zas V-maxa Szwedów... ne wim pane co sie stalo..., jechalo, jechalo i zdechlo... Urocza małżonka niezbyt tym zachwyconego Szweda zapraszała do domu na obiad, bo jak się potem okazało tam WLA z 1942 roku, który też zdechł... Ot wiara w to, że Polak potrafi...


Ten fantastyczny most

...i znowu promem do kraju łosi (oops pardon - łososi). Następnie w górę do Nordkapp i powrót szybciutko (tak, to dobre słowo) poprzez Finlandie (Helsinki) do krajów nadbałtyckich (Estonia, Łotwa i Litwa) i... Polandia.
Tak więc trasa fajniutka, jakies 7.700 km - wg mojego licznika - ale chłopaki na ich GPS-ach, pewnie maja to lepiej ustalone.


Jak zawsze ciekawi ludzie po drodze. Tu Rosjanie z Zakaukazia. Oczywiscie, że zaprosili nas do siebie. Jak będziemy jechali nad Bajkał, będzie jak znalazł :-)

Już w Polszcze padł rozkaz (wyrok), że jadę ostatni... Pewnie moje "silencery" (nazwa zakończenia kanałów wylotowych bardzo spodobała się Staremu Rokierowi) przeszkadzały w słuchaniu radia. I tak za swoje dostali w tunelach (He, He).
Chwała Bogu, że jechał ostatni bo za nim w tunelach drżały sciany i spore głazy odrywały się z sufitu...
Bilety promowe zarezerwowalismy jeszcze w marcu, hotele takoż. Nikt wprawdzie nie wyobrażał sobie co to znaczy 27 godzin na promie, ale chęć bycia kombatantem zwyciężyła. A promy... no cóż, fajne. Poza tym, że motorki mocować trzeba samemu (doswiadczenie i sprawnosć Manuły okazały się nieocenione) a i zapobiegawczo zabrane pasy też się przydały.


Takich momentów oczekiwania na prom było aż do znudzenia

Promy ucza - mnie nauczyły jak mocować motocykl do pokładu i co to jest siurmix (org. Sur Mix) i że w Norwegii sa pyszne lody... Otóż siurmix jest to składnik każdego drinka na promie Color Line, a barmanka zapytana cóż to takiego, udzieliła odpowiedzi wyczerpujacej: "To cos w tej beczce"
Promy ucza też, że nie powinno się po sliskim stalowym pokładzie jechać wzdłuż metalowej rury a następnie przekraczać jej pod małym katem... Mój Goldi majestatatyczie grzmotnał przy tej skomplikownej ekwilibrystyce o pokład co spowodowało tłok przed wszystkimi toaletami bowiem niezwyczajni słuchać takich dzwięków "Norwedzy", "Finlandczycy" i inne nacje byli pewni że zaatakował terrorysta samobójca.


Lody były pyszne i Norwegowie pożerali je na każdym kroku. My też...

Po wyladowaniu w Bergen zaczęło się faktyczne badanie Norwegia kontra Twardziele. Już po godzinie musiałem zmienić bieliznę, bynajmniej nie z powodu ostrych drogowych przejsć... Tak... Jeżeli upał nabiera innego znaczenia w Hiszpanii, to ulewa zmienia znaczenie w Norwegii. Poznalismy bowiem wszystkie rodzaje deszczu - te tzw. "z wiadra" i te leniwie mżace. (Teraz już wiem o co chodzi z tymi wielkimi szybami w Golasach i LT-kach ;-)).
Marcus przesadza, nie było aż tak zle. Były dni, że padało tylko 2 razy dziennie: od 8.30 do 17.30 i od 17.35 do 23.30. Reszta dnia była pogodna.
Ba... było nawet tak, że lało tylko dwa razy w tygodniu raz od poniedziałku do srody i drugi od czwartku do niedzieli...


Lało, leje i lać będzie

Jazda po fiordach jest fantastyczna. Mimo, że przez 1500 km nie zapiałem 6 biegu. Drogi sa kręte i często trzeba zmieniać strony fiordu za pomoca promów. Promy naprawdę zasuwaja - co 20 - 30 min. Bardziej tramwaje niż promy...
To rzeczywiscie przeżycie jedyne w swoim rodzaju - jedziesz aby dostać się na drugi brzeg, który jest o jakies 2 km od ciebie. I chcesz i musisz się tam dostać. Tyle, że zabiera ci to cały dzień. A widoki boskie...
Powiem więcej... fiordy to nam panie z ręki jadły





Jechalismy bardzo spokojnie, miejscami nawet 90, mimo ogólnego ograniczenia do 80. Nie bez powodu - okazało się, że potomkowie Wikingów maja niesympatyczne podejscie do przekraczajacych prędkosć. Jak nas poinformowali spotkani motocyklisci z Niemiec przekroczenie prędkosci o 21 groszy, mogło kosztować 4 kilo złotych!!! To dało do myslenia... Dusza jednak się niekiedy rwała i parę razy szybciutko pogalopowalismy... ech... Co ciekawsze z przewodnika: TROLLSTIGEN - bardzo reklamowane miejsce. Droga Trolli poprzecinana bajecznym wodospadem puszczonym pod jezdnia! Wyglada fajnie, ale chłopaki mówia, że porównania z Dolomitami czy nawet z Rumunia sa żadne.
Dzień przedtem na tarasie hotelu grupka Niemców opowiadała nam z wypiekami na twarzy jaki to hardcorowy przejazd przez Trollwegen... ale cóż nigdy nie byli w Polsce ani na Passo della Stelvio... Oczywiscie w każdym z tych miejsc z innych powodów.

Trollstiegen - fajne winkielki, ale grozniej wyglądaja na zdjęciu niż w rzeczywistosci. Kto był z nami w Rumunii lub wjechał na Passo Dela Stelvio ten wie o co chodzi. Trollstiegen - fajne winkielki, ale grozniej wyglądaja na zdjęciu niż w rzeczywistosci. Kto był z nami w Rumunii lub wjechał na Passo Dela Stelvio ten wie o co chodzi.

Jadac 80 km/h bylismy najszybciej poruszajacymi się pojazdami w całej Norwegii a przyspieszajac do 90 km/h budzilismy prawdziwy postrach. Chopperowcom by się podobało...
Tam też mielismy fotografa (zdjęć jednak Jacku nie przysłała), która czarowna była bardzo. Chłopaki mocno dopingowali, a ja musiałem przez nich wysłuchać całej historii rozrodu Renów... Kiedys powtórzę :-). Ona sprawiła, że nadłożylismy prawie 2 stówy i odwiedzilismy bajeczne miejsce GAIRANGER FIORD. Wyobrazcie sobie, że zjeżdżamy z niewielkiej góry do zatoki, w której cumuja 4 wielkie wycieczkowce, a woda ma barwę niemożliwie błękitna, a następnie wyjeżdżamy fantastycznie kręta droga na wysokosć 1500 m, naokoło snieg i zamarznięte jezioro (sic!). Nie da się opisać :-). Dajemy dalej ATLANTIC ROAD - czyli parę wiaduktów poprzerzucanych w ładny sposób, by pięknie wygladało z lotu ptaka. Nic specjalnego, natomiast chyba rzadko odwiedzane miejsce przez policję, gdyż kolesie na różnych moto sypali zdrowo...

Atlantic Road - triumf marketingu nad rozumem Atlantic Road - triumf marketingu nad rozumem

Nasz poznany przygodnie fotograf to Norweżka, która przez 50 lat ogladała tylko urodę reniferów, więc jak zobaczyła Markusa to trudno się dziwić, że uparła się na niego i szwendała się z nami całe przedpołudnie. I rzeczywiscie czarowna była, choć Manuła z kamera przyklejona do kasku (srebrna tasma, która zbudowała Amerykę) też budził zainteresowanie otoczenia.
Nie wsłuchiwalismy się w rozmowę Marcusa z Norweżka, nie jestesmy więc do końca pewni o czyim "rozrodzie była mowa" a zdjęć nie przysłała bo Marcus się spietrał i rozmowa nie została zakończona żadnym ułańskim finałem, a tego chyba owa lady po Polaku oczekiwała...

Manuła z kamera na czubku... głowy

Gairanger Fjord to rzeczywiscie super sprawa. Zarówno z dołu jak i z góry. Na górę wjeżdżalismy szutrowa dróżka, sliska jak tor bobslejowy. Ale było warto, choćby po to, żeby zobaczyć jezioro zamarznięte na niebiesko i minę Markusa, który zobaczył szuterek po którym jechalismy dopiero jak wjechał na szczyt. Po drodze do góry miał po prostu zamknięte oczy ;-)

Gairanger Fjord z dołu i z góry, szuterek i niebieskie, zmarznięte jezioro i Ducati, które dało radę ;-) Gairanger Fjord z dołu i z góry, szuterek i niebieskie, zmarznięte jezioro i Ducati, które dało radę ;-) Gairanger Fjord z dołu i z góry, szuterek i niebieskie, zmarznięte jezioro i Ducati, które dało radę ;-)
Gairanger Fjord z dołu i z góry, szuterek i niebieskie, zmarznięte jezioro i Ducati, które dało radę ;-) Gairanger Fjord z dołu i z góry, szuterek i niebieskie, zmarznięte jezioro i Ducati, które dało radę ;-)

Po drodze był jeszcze Narvik i muzeum poswięcone słynnej bitwie z polskimi i Staro Rokierowymi akcentami.
Akcent ci to niewielki ale dla mej rodziny znaczacy bowiem na pamiatkowej tablicy w muzeum figuruje nazwisko mojego wuja kapitana Marynarki Wojennej dowódcy "Gromu" zatopionego u wlotu do Narviku.

No cóż, to nie jest bardzo duże muzeum, ale ciekawe i owszem obok muzeum stoi całkiem prawdziwy Hotchkis a powyżej szyld z klubu Route 66

Za to drogowskazy w Narviku sa bardzo praktyczne.

Wyczerpujacy drogowskaz w centrum Narviku

KOŁO PODBIEGUNOWE - to chyba zrobiło na nas największe wrażenie. Słońce już nie zachodziło, więc "dojechać za dnia" też zmieniło znaczenie. Na zadane jednej babeczce w hotelu pytanie - "a jak tu się żyje" odpowiedziała - nuda! Normalnie szczęka opada...

Koło podbiegunowe i cieszymy się jak dzieci Koło podbiegunowe i cieszymy się jak dzieci

Jak zdobywalismy NORDCAPP. Zgodnie z rozkładem dojeżdżamy do Przyladka Północnego. Jest 21 czerwca 2006r. drogowskaz wskazuje 82 km. Godz. 19:03. Jacek daje kierunek w prawo i... zjeżdża w boczna drogę!!! O rozpaczy, losie złosliwy... No tak - wypatrzył domki, które nadaja się na bazę.

Ostatnia baza przed Nordkappem

Po drodze zaczęło tak dmuchać, że czuję jak przednie koło poziomo przesuwa się po asfalcie. Domki ok. Uznajemy, że można się zaokrętować. Zdejmuję kufry, chłopaki wyciagaja torby. Ale krew kraży coraz szybciej... wszyscy jakies oczka rozbiegane maja. A tego dnia mamy już zrobione 700 km. Jednak narada! Ładne słońce - jutro nie wiadomo jak będzie... Wygrywa... TAK!!! Jedziemy dalej!!! Dojeżdżamy do tunelu - prawie 8 km najpierw ostro w dół (tunel jest pod dnem morza!) potem ostro w górę.

Tunelem pod  kolejnym fjordem (8 km) jedziemy na Nordkapp.

Za tunelem... no tak myto! Bulimy? Pytanko do Pana w budce - czy cokolwiek widać na przyladku - no mówi, że oczywiscie, ale... za parę godzin będzie mniej wiało! Podchodzi Jacek "co on mówi?!? - Że pózniej będzie ładniej... - Nic im nie mów!" No to dajemy dalej, 21:13 - jestesmy przed... TAK! Kolejna opłata... Skaranie boże. Norwegia... Kanapka droższa od Trabanta! Ale... UDAŁO SIĘ!!! Sciskamy łapki o 21:40 przed globusem!!! Yes, yes, yes!

Cel naszej wyprawy. osiagnięty!

No to jeszcze powrotem i... Reniferki do nas przyszły! No piękne sa normalnie, ale chyba niejadalne. Żadnemu z nas nie smakowały.

Niejadalne reniferki. Ale Staryj Rokier próbował to sprawdzić. Kiedy jednak potwierdziła się ta straszna prawda to próbowałem je nakarmić... pumperniklem, którego to specyjału taszczyłem ci ja chyba od Polski z 10 kilo.

Tia... Trza odwijać nazad. No to teraz już tylko nuda... nuda... nic tylko wstać i wyjsć... Darek jedzie Goldasem oparty jedna ręka na atrapie zbiornika... Skaranie! Prosto równo i.... bez sensu! Nie jedziemy przez Finlandię!!! Od ziewania prawie zwichnałem szczękę!

Brak atrakcji drogowych w Finlandii był deprymujacy (jedyna dostępna atrakcja to spiace na drodze owce i znaki, które przed tym ostrzegały). To dlatego Staryj Rokier w ramach testowania swieżo zanabytego droga kupna Tom Toma zafundował nam endurowa trasę przez poligon czołgowy. Do dzis udajemy, że po prostu chcielismy tamtędy jechać. Ale fajnie było, no i moglismy się odegrać na Marcusie za "silencery" ;-)
Chciałem tylko potwierdzić spostrzeżenie naszego przyjaciela Japa po wyprawie w rumuńskie Karpaty, że konstruktorzy Goldwinga nawet w najbardziej proroczych snach nie przewidywali, iż udało im się zbudować największe i najwytrwalsze długodystansowe enduro na swiecie... i potwierdziłem! Brawo Goldas!
Z Helsinek szybciutko do Tallina. Nocleg z wypadem na miasto (podali nam suszonego Rosjanina! Nawet nie był gumowaty). A potem... No tak... Horror! Cała pribałtyka w remoncie. Ruch wahadłowy, Tiry, Kamienie, smoła... Welcome home! I po tych atrakcjach - Polandia! Jak tu ładnie... A na drugi dzień... oczywiscie deszcze i burze, obysmy nie zapomnieli tak szybko... Warto było! :-)
Warto było. Taka wyprawa rodzi chęć na kolejne wyczyny. Mongolia?
Warto było i zawsze będzie warto ogladać ten najpiękniejszy ze swiatów walczac przy tym z własna słaboscia i czasami nieokiełznana przyroda... Do zobaczenia na szlaku...

Znowu w kraju. Ale trochę mamy dosć

Marcus
Staryj Rokier
Jacek

P.S.Organizatorem wyprawy (jak i wielu poprzednich) była firma SEDNO S.C.



O firmie | Motocykle | Samochody | Kontakt | Jak trafić?
 Copyright 2007 DARMOT  Web Design by: KOMRAFMBMW